piątek, 20 września 2013

25

    Połowa września z hakiem. Weźcie mi powiedzcie jakim cudem czas tak szybko mija? Zanim skończę żałobę po wakacjach zacznie się Boże Narodzenie. Cóż...
Dawno nie pisałam, w sumie nie mam się czym chwalić. Znów zdrowie sprawia, że w szkole więcej mnie nie ma niż jestem. Skończy się to kiedyś? Nawet nie rozróżniam ludzi w szkole, serio, widzę jakiegoś gościa i głos w środku pyta:"A ten to aby nie jest z mojej klasy? Jakaś taka gęba znajoma..." 

     Wpadłam w jakiś marazm. Jedynym pocieszeniem nadchodzącej jesieni i tego chłodu jest fakt, że moje glany tylko czekają aż będzie minus na termometrze. No i w sumie wieczory będą coraz dłuższe i może tak wreszcie zacznę czytać albo rysować? Bo jakiś taki zastój mam... Hmm...
No ale co ja tu będę narzekać, robię to od paru dobrych postów a wątpię, żeby ktoś dalej chciał to czytać. ;)
     Bywają takie dni, kiedy patrzysz w lustro (nie, nie pęka) i myślisz "Matko, znowu do szkoły/pracy/gdziekolwiek." Patrzysz przez okno i przeżywasz szok (no dobra, ja przeżywam...): uschnięte liście opadają z drzew, wszystkie pola są zaorane, trawa jakaś taka mizerniejsza, nie słychać śpiewu ptaków. Tak moi Drodzy, jesień. Choć w kalendarzu będzie dopiero za parę dni osoby posiadające pewne choroby już teraz odczuwają, że ta pora nie będzie dla nich najlepsza. Trzy razy "nie", dziękujemy. 
I nagle pojawia się "Cholera! Dopiero była wiosna!" Poważnie, nie wiem jakim cudem (ok, ok - wiem jakim cudem) ale dla mnie czas zatrzymał się w maju i dalej żyję w przekonaniu, że pogoda za oknem nie jest prawdziwa, obudzę się, będzie ciepło a przed 22 spokojnie wrócę do domu bo jeszcze jest widno. Może ktoś ma jakieś cudeńko do cofania czasu? Chętnie skorzystam.
     Ja np. od dłuższego czasu ciągle tłumię w sobie żal, że nie udało mi się zapobiec pewnej sytuacji. Albo dobra - jeśli nie zapobiec to chociaż sprawić, że wszystko trwałoby dłużej albo chociaż...sama nie wiem, jakoś sprawić żebym wykorzystała tamten czas jak najlepiej? Brała garściami by potem niczego nie żałować? Cholerne gdybanie.
"A co by było gdybym zrobiła to i to?"
"A co by było gdybym odezwała się tak i tak?"
"A co by było gdybym..."
-||-
I tak cholera w nieskończoność. Nie żałuję chwil, które przeżyłam. Żałuje tylko, że nie sprawiłam by trwały one dłużej. A miałam możliwość... Wszystko tak naprawdę zależało ode mnie, od mojej cholernej decyzji. Ultimatum, On albo Ona. Nie mogę się pozbierać. Nic już nie daje mi ukojenia, szkicowanie zaczęło mnie denerwować, książki tak samo. Nawet w piosenki nie potrafię się wczuć. Znienawidziłam moje ukochane utwory bo kojarzą mi się z nim. Mój ulubiony wykonawca jest Jego ulubionym wykonawcą, moje ulubione utwory są Jego ulubionymi utworami. I jest to tylko powrót myślami do danej chwili w której słuchaliśmy właśnie tej piosenki. I dostaję kurwicy w takim właśnie momencie. Jakby tego brakowało posypało się zdrowie - znowu. Zdychanie przez kilka miesięcy bo "to taka pogoda, bo to te nerwy, bo to taka dieta, bo trzeba z tym żyć i się pogodzić" Pogodzić? Dobre żarty. 

Potnę się masłem i rzucę z dywanu na podłogę.
Od dwóch miesięcy nie potrafię normalnie usiedzieć na tyłku. Zrelaksować się. Najchętniej rzucałabym we wszystkich siekierami by potem zalać się łzami. W głowie mam bajzel, szlag by to. Sen nie daje ukojenia. Koszmary po których budzę się z lękiem. Mówią "Zmień myślenie, poczujesz się lepiej. Większość chorób po prostu ściągasz do siebie złym humorem." Oł, serio?
Rzygać mi się chce takim gadaniem.
Zostaje zaryglować się w pokoju i czekać aż wszyscy dadzą święty spokój. I czekać aż przejdzie. 
Nie chcę odcinać się od przeszłości, zapomnieć. Chcę pamiętać choć wiem, że to boli. Choć wiem, że nie warto.

Nie, nie jestem zadowolona ze szkoły. Wcale nie jestem.