piątek, 20 września 2013

25

    Połowa września z hakiem. Weźcie mi powiedzcie jakim cudem czas tak szybko mija? Zanim skończę żałobę po wakacjach zacznie się Boże Narodzenie. Cóż...
Dawno nie pisałam, w sumie nie mam się czym chwalić. Znów zdrowie sprawia, że w szkole więcej mnie nie ma niż jestem. Skończy się to kiedyś? Nawet nie rozróżniam ludzi w szkole, serio, widzę jakiegoś gościa i głos w środku pyta:"A ten to aby nie jest z mojej klasy? Jakaś taka gęba znajoma..." 

     Wpadłam w jakiś marazm. Jedynym pocieszeniem nadchodzącej jesieni i tego chłodu jest fakt, że moje glany tylko czekają aż będzie minus na termometrze. No i w sumie wieczory będą coraz dłuższe i może tak wreszcie zacznę czytać albo rysować? Bo jakiś taki zastój mam... Hmm...
No ale co ja tu będę narzekać, robię to od paru dobrych postów a wątpię, żeby ktoś dalej chciał to czytać. ;)
     Bywają takie dni, kiedy patrzysz w lustro (nie, nie pęka) i myślisz "Matko, znowu do szkoły/pracy/gdziekolwiek." Patrzysz przez okno i przeżywasz szok (no dobra, ja przeżywam...): uschnięte liście opadają z drzew, wszystkie pola są zaorane, trawa jakaś taka mizerniejsza, nie słychać śpiewu ptaków. Tak moi Drodzy, jesień. Choć w kalendarzu będzie dopiero za parę dni osoby posiadające pewne choroby już teraz odczuwają, że ta pora nie będzie dla nich najlepsza. Trzy razy "nie", dziękujemy. 
I nagle pojawia się "Cholera! Dopiero była wiosna!" Poważnie, nie wiem jakim cudem (ok, ok - wiem jakim cudem) ale dla mnie czas zatrzymał się w maju i dalej żyję w przekonaniu, że pogoda za oknem nie jest prawdziwa, obudzę się, będzie ciepło a przed 22 spokojnie wrócę do domu bo jeszcze jest widno. Może ktoś ma jakieś cudeńko do cofania czasu? Chętnie skorzystam.
     Ja np. od dłuższego czasu ciągle tłumię w sobie żal, że nie udało mi się zapobiec pewnej sytuacji. Albo dobra - jeśli nie zapobiec to chociaż sprawić, że wszystko trwałoby dłużej albo chociaż...sama nie wiem, jakoś sprawić żebym wykorzystała tamten czas jak najlepiej? Brała garściami by potem niczego nie żałować? Cholerne gdybanie.
"A co by było gdybym zrobiła to i to?"
"A co by było gdybym odezwała się tak i tak?"
"A co by było gdybym..."
-||-
I tak cholera w nieskończoność. Nie żałuję chwil, które przeżyłam. Żałuje tylko, że nie sprawiłam by trwały one dłużej. A miałam możliwość... Wszystko tak naprawdę zależało ode mnie, od mojej cholernej decyzji. Ultimatum, On albo Ona. Nie mogę się pozbierać. Nic już nie daje mi ukojenia, szkicowanie zaczęło mnie denerwować, książki tak samo. Nawet w piosenki nie potrafię się wczuć. Znienawidziłam moje ukochane utwory bo kojarzą mi się z nim. Mój ulubiony wykonawca jest Jego ulubionym wykonawcą, moje ulubione utwory są Jego ulubionymi utworami. I jest to tylko powrót myślami do danej chwili w której słuchaliśmy właśnie tej piosenki. I dostaję kurwicy w takim właśnie momencie. Jakby tego brakowało posypało się zdrowie - znowu. Zdychanie przez kilka miesięcy bo "to taka pogoda, bo to te nerwy, bo to taka dieta, bo trzeba z tym żyć i się pogodzić" Pogodzić? Dobre żarty. 

Potnę się masłem i rzucę z dywanu na podłogę.
Od dwóch miesięcy nie potrafię normalnie usiedzieć na tyłku. Zrelaksować się. Najchętniej rzucałabym we wszystkich siekierami by potem zalać się łzami. W głowie mam bajzel, szlag by to. Sen nie daje ukojenia. Koszmary po których budzę się z lękiem. Mówią "Zmień myślenie, poczujesz się lepiej. Większość chorób po prostu ściągasz do siebie złym humorem." Oł, serio?
Rzygać mi się chce takim gadaniem.
Zostaje zaryglować się w pokoju i czekać aż wszyscy dadzą święty spokój. I czekać aż przejdzie. 
Nie chcę odcinać się od przeszłości, zapomnieć. Chcę pamiętać choć wiem, że to boli. Choć wiem, że nie warto.

Nie, nie jestem zadowolona ze szkoły. Wcale nie jestem.

czwartek, 15 sierpnia 2013

24 - Wakacje zdecydowanie za krótkie. ;)


Wakacje, wakacje, 3/4 zleciało. Co udało mi się zrobić w tym czasie? Nie licząc dni, które pamiętam przez mgłę (nieważne dlaczego ;) ) to było troszkę nudno.W sumie przespałam połowę, poważnie. Co roku sobie mówię, że będę wstawała o 7 (dobra, chociaż o tej 9) a i tak nie jestem w stanie. Pójdę o 2 w nocy - wstanę o 9. Pójdę o 22 - wstanę o 12. Pójdę o północy - wstanę o 11. Co jest nie tak? :D
Nawet raz nad wodą nie byłam. ( No okej, okej. Nie liczę pobliskiego stawu i kałuż po ostatniej burzy) Byłam niedaleko jednak transport się popsuł i trzeba było zawinąć żagle do domu. A raczej drałować z buta kilkanaście dobrych kilometrów ale przecież uwielbiam spacerki. 30 stopniowy upał, akurat południe. Co tam, ruch to zdrowie! Prawda? ;)
A jak Wam minęły wakacje? Jak je spędziliście? Jak je spędzacie? Mam nadzieję, że nie przymulacie 24 na dobę przy komputerze jak ja ostatnio.
Za dwa tygodnie (nieco mniej) mam urodziny. Kurcze, czuję się staro...

niedziela, 4 sierpnia 2013

23 - Samotność wrogiem czy przyjacielem?

     Tak, tak. Jestem potworem. Poprzednia notka była o zaniedbywaniu bloga a co robię? Dalej to samo. Zero, kompletne zero. Nie staram się już wcale, nie piszę, nie czytam, nie rysuję, nie odwiedzam Waszych blogów. W sumie jestem nieco zdziwiona, że ktoś jeszcze komentuje...
     Chciałabym powylewać Wam trochę moich żali jednak pewnie nie po to tutaj wpadacie. Ale cóż, chyba muszę to zrobić bo jakoś tak czuję, że to wszystko we mnie rośnie, nawarstwia się. Jak usłyszycie wielkie "Bum!" to znak, że pękłam. Po prostu od jakiegoś czasu znów przestało mi się układać w życiu, zwłaszcza z Nim.W sumie to czy kiedykolwiek mi się w życiu układało? Hmm, tak. Gdzieś tak ze dwa tygodnie, no może trzy od Bożego Ciała. Nie wiem nawet czy Wam się pochwaliłam, że kogoś mam (miałam?), myślę, że warto to zrobić. Tak się złożyło, że Ktoś po prostu wszedł z buta w moje życie, zauroczył mnie swoim zachowaniem, sprawił, że świat miał więcej kolorów, że śpiewałam do piosenek w radiu i byłam no...szczęśliwa? Jako, że szczęście to stan niezwykle ulotny w końcu bańka mydlana prysła i tak oto jestem, w wielkiej kropce. 

Można rzec: "W wielkiej, czarnej du*ie."
     Nigdy nie byłam traktowana tak, jak przez Niego. Cóż, może nie czułam się jak księżniczka, może nie przyjeżdżał do mnie Mercem, nie chodził w garniaku i nie wyglądał jak Brad Pitt z wczorajszego filmu (Joe Black - polecam!) ale zawsze, zawsze mnie odprowadzał te kilkanaście kilometrów z buta pod sam, praktycznie sam dom i wracał później sam, z buta. Przecież nie musiał, nikt mu nie kazał.
Ujął mnie swoją nieśmiałością...
Ujął mnie. Tak po prostu... Ujął mnie tym, jak próbował mnie objąć. Wstydliwie. Bojąc się, że go odepchnę czy też powiem coś niemiłego.
On nie jest piękny czy przystojny, dla mnie jest po prostu uroczy. Tak, właśnie. Uroczy.
I tak jakoś powoli, powolutku wszystko zaczęło się sypać... Tylko od czego to się zaczęło, jego przemiana? Chyba zaczęło się to, kiedy napisał do mojej przyjaciółki i zaproponował spotkanie. Podobno dla żartów.
Zdyniałam, zatkało mnie. I poleciało z górki. Chociaż dalej był sobą, ziarenko wątpliwości zostało zasiane i choć próbowałam je uciszyć, zniszczyć, to rosło sobie dalej gdzieś w ciemnych zakamarkach mojej duszy. Aż doszło do następnej sytuacji.
I następnej, i następnej.
Nie, nie chodzi teraz o pisanie do kogokolwiek, ten epizod nigdy więcej się nie przydarzył. Po prostu zaczęliśmy się od siebie oddalać. Im bardziej zależało mi, On stawał się jakby coraz mniej hmm...aktywny? Mogę powiedzieć, że przestał się udzielać, wychodzić z inicjatywą. Aż w końcu przyłapałam go na kłamstwie. Podejrzewałam od jakiegoś czasu, że coś przede mną ukrywa.Że coś z nim nie tak. Że się zmienił.

I właśnie tak było... Żyjemy razem lecz całkowicie osobno. Ja nie wiem co dzieje się u niego, on nie wie co dzieje się u mnie. Pewnego dnia pokłóciliśmy się. Usłyszałam coś co przelało czarę goryczy On jednak wszystkiego się wyparł i obrócił kota ogonem. Wyszło na to, że ja powinnam Go błagać na kolanach o wybaczenie, o to, żeby się łaskawie raczył odezwać. 
     Tyle, że ja tego nie zrobię. A on tego nie robi już od przeszło 2 tygodni. No cóż, po co się odzywać? Lepiej pomilczmy i poczekajmy aż druga połówka oszaleje i rzuci się pod pociąg albo zacznie błagać o litość i wybaczenie.Tylko po tak długim czasie milczenia i tęsknoty z mojej strony również i we mnie coś zaczyna pękać. I jeśli się odezwę to tylko po by zerwać. Ale nie, nie odezwę się. Wiem, mam pewność, że i On się nie odezwie. Cóż, zagram innymi kartami. 
    Tak sobie myślę, dlaczego do tego doszło? Co ze mną nie tak? Blog jest dla mnie swego rodzaju terapią, próbą wygadania się osobom, których nie znam i które nie znają mnie a mimo to rozumieją. Podobno jestem bardzo zamknięta w sobie. Tylko po co się otwierać? By potem cierpieć jeszcze mocniej bo Ktoś nagle zniknął z naszego życia? A może najlepiej otworzyć się tylko po to, żeby usłyszeć durne "Z Tobą to chyba coś nie tak. Idź do psychologa." Za chwilę jednak myślę, że nie warto mówić ludziom o tym co Cię gnębi. Dlatego powstał ten blog...
Nic nie poradzę na to, że milczę. Że na pytanie "Co mi powiesz?" odpowiadam :"Nic." Miotam się. 

    Kiedyś, kiedy doszło do sytuacji w której poczułam, że mogę Go stracić zaczęłam płakać. Zaczęłam tak cholernie płakać, że cały tusz spłynął z rzęs i zostawił na moich policzkach wielkie czarne smugi. Istna panda. A On nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo mnie wtedy zranił. Nic, kompletnie. Pomyślałam wtedy, że jeśli znów zostanę sama to oszaleję. Bo choć wcześniej lubiłam samotność, lubiłam tą niezależność, On sprawił, że ją znienawidziłam. Znienawidziłam to, że tak naprawdę nikogo nie obchodzi czy jesteś smutny, czy boli Cię coś czy może masz kolejnego doła. Każdy ma przecież własne życie, własne problemy. Nie chcę nikogo obarczać tym co siedzi w mojej głowie. Życie w samotności jest puste, nijakie. Szare. 

    To samo dzieje się, kiedy widzisz, że Twoja kiedyś najlepsza kumpela powoli zaczyna odchodzić. Kiedyś pisałyście dzień w dzień o jakichś pierdołach a teraz? Mówi Ci, że jesteś dla niej ważną osobą i mówi Ci również, że pewna Dziewczyna jest głupia, durna, pusta, wyzywa ją od dziwek i innych panienek. I pomimo tego wyzywania kumpluje się z nią, ba! Wręcz przyjaźni! Bo teraz stały się najlepszymi przyjaciółkami, a ona jeszcze czasami mówi mi, jaka tamta jest głupia, itd. Ale na wszelakich portalach społecznościowych widzisz, jak dodają wspólne zdjęcia, widzisz, jak zakładają wspólne konta, jak sobie słodzą. Powiecie, że to niby zwykły portal więc po co się nim sugerować? 
Cóż, po prostu jest mi tak jakoś przykro... To chyba tyle.
Nie, nie będę walczyć. Nie mam po co. Czy to moja wina?
Cześć. 

piątek, 5 lipca 2013

22 - Ach te zaniedbania...


    Wiem, nie było mnie tu wieki całe. Wiem, nie odwiedzałam Waszych blogów. Wiem, porzuciłam blogosferę. Wiem, powinnam się wstydzić. Wiem, jestem potworem i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Prawda jest jednak taka, że choć codziennie (albo co drugi dzień) siedziałam przy komputerze to wcale nie ciągnęło mnie do pisania. Ani komentowania. Ani w ogóle do niczego mnie nie ciągnęło. Po prostu nic mi się nie chciało. Nawet zamówienie stało przez półtorej miesiąca bez żadnych efektów a dopiero w tym tygodniu zawzięłam się i wczoraj koło 1 w nocy je skończyłam.
    A przecież mogłam dzień w dzień, powolutku zamiast przesiadywać po nocy. Ale trudno, ja już chyba taka jestem i tego nie zmienię. (Przynajmniej w niedalekiej przyszłości)
    Mam się Wam czym pochwalić! Moje problemy z wcześniejszego postu wreszcie odeszły w niepamięć, powoli, powolutku przyzwyczaiłam się do nowej sytuacji i dochodzę do wniosku, że jednak dobrze jest jak jest. Nawet mój wieczny dół staje się jakby mniejszy i już od miesiąca nie załapałam porządnej zamuły. Owszem, nie było lekko.
    Wakacje, wakacje, wakacje. Nadal mi do głowy nie dochodzi, że od poniedziałku nie pójdę do szkoły, że pożegnałam się już ze wszystkimi znajomymi i zaczynam wszystko od nowa. Eh. Jak Wasze wakacyjne plany? Ja jem ile wlezie, chyba mój tasiemiec chce nadrobić wszystkie straty do których doszło w ciągu 10 miesięcy chodzenia do szkoły. Tak mi się nic nie chce... Kompletnie nic. Chyba pójdę spać bo ledwo żyję.
     I choć na początku notki miałam wielką wenę, opiszę to i tamto to już mi przeszło i nie wiem co pisać. Notka pozostanie raczej krótkimi wypocinami i nie będzie w niej nic sensownego.
    No ale to szczegół. ;)
                                     
                             

     
                                          "Siekierka na cześć Najwyższego."
                                                         Świetne! :D

czwartek, 6 czerwca 2013

21 - Z czasem doceni się i samotność

    Cześć Wszystkim! Wieki nie pisałam mimo, że codziennie siedzę na komputerze co najmniej pół godziny. Chociaż nie, ostatnio jestem niezwykle zalatana. Nie mam czasu się uczyć, nie mam czasu czytać a i chwilowo zamówienia odstawiłam w kąt. (Co nie znaczy, że nie pamiętam, że miałam narysować Geralta. Pamiętam wszystko.) Chciałabym obiecać Wam poprawę ale w sumie nie wiem czy coś z tego wyjdzie, więc wolę niczego nie obiecywać.
    Pogoda się poprawiła po prawie dwóch tygodniach lania. Znając życie w okolicach soboty i niedzieli pewnie znowu będzie padać, jakby normalnie być nie mogło. Cóż...

    Nie jestem już sama choć czuję się samotna. Parę postów wcześniej narzekałam, że jestem sama, że nikogo znaleźć nie mogę. Chyba nie potrafię żyć w związku, po prostu nie potrafię. Nie wiem, czy coś ze mną jest nie tak? Polubiłam samotność. Brak zobowiązań, brak tłumaczenia się z tego co robię a po pierwsze (i pewnie najważniejsze dla mnie) wolność, wolność i jeszcze raz wolność.
Nie chodzi mi o to, że będąc w związku automatycznie spada liczba osób którymi możesz się interesować.
Chodzi mi raczej o to, że nie umiem cieszyć się z bycia z kimś. Będąc samej jest kiepsko ale w miarę. Zaczyna mi doskwierać samotność i chciałabym kogoś sobie znaleźć a kiedy sobie kogoś znajdę (Cud! Raczej ktoś mnie sobie znajdzie...) po paru dniach zaczynam czuć się jak ptaszek w złotej klatce. I chcę zostać sama lecz nie mogę kogoś zranić tym, że mam ze sobą jakiś problem. Zaczyna męczyć mnie to, że muszę poświęcać mnóstwo czasu komuś. Może nie, źle to ujęłam. Zaczynam mieć mniej czasu dla siebie. Też to źle ujęłam. Nie umiem Wam tego wytłumaczyć.
Po prostu na sercu zaczyna ciążyć mi wielki kamień, ogromny. I zaczynam myśleć :"A co powiedzą rodzice? Rodzeństwo? Co powiedzą tamci, tamci czy tamci?"
Tak, wiem. Powinnam mieć wszystko głęboko w odwłoku i zajmować się sobą bo nikt za mnie szczęśliwy nie będzie ale nie umiem. Nie wiem co mi się dzieje.
Druga osoba zaczyna mnie denerwować, jego zachowanie. Wygląd, poglądy, wszystko. Choć mi na nim zależy.
Po prostu po jakimś czasie zaczynam głupieć. Wszystko mi się przypomina, wszystkie złe chwile z Wcześniejszym i panikuję. I chcę zostać sama a kiedy do tego dojdzie, wiem, że będę żałować. Bo znowu skrzywdzę kogoś, kto na to nie zasłużył. 

Jest źle. Czy potrafię tylko krzywdzić? Nie chcę znów nikogo ranić.

Musiałam to z siebie wyrzucić. Nie potrafiłam powiedzieć komu innemu. Bo wszystko spieprzę. Jak zwykle. 
Nie. Mogłam nie pisać nic...


poniedziałek, 13 maja 2013

20 - Świat bywa piękny, o ile to zauważysz

   Tak, jeszcze żyję ludziska choć kawał czasu się nie odzywałam. Po prostu nic mi się nie chce. Nie chce mi się dodawać notek, pisać, czytać, rysować a nawet oddychać. Za to zaczęłam biegać, by się odstresować. Brakuje mi do szczęścia jedynie słuchawek i jakiejś muzyczki bo oczywiście nadal nie mam żadnego, w miarę sprawnego telefonu. (Nie licząc Nokii posiadającej podczerwień i 0,3Mpx :D Jest moc!) Mija tydzień za tygodniem a moje kieszenie dalej świecą pustkami, ba!, można rzec nawet, że prędzej skończą się wakacje niż uzbieram choć trochę. 
    Kumpela stwierdza u mnie depresję. Cóż, leń coraz częściej wygrywa walkę ze zdrowym rozsądkiem. Za niedługo nie będzie mi się chciało wyjść z łóżka bo stwierdzę, że w sumie i tak za niedługo skończy się dzień i trzeba iść spać z powrotem. 
No ale to szczegół. 
Mały, nic nie znaczący szczegół.
    Ważniejsze jest to, że znów mamy maj. Piękny maj. I choć dziś zrobiło się nieco chłodniej i zaczął wiać wiatr, dalej twierdzę, że maj to jeden z moich najulubieńszych miesięcy. Jeszcze doliczyć mogę do tego czerwiec i to byłoby na tyle.
To cudowne wieczorne powietrze, te cudowne poranki gdy słońce zagląda do kuchni. Czasem nawet mój leń lubi sobie wstać o tej 6 by popatrzeć chwilę na świat i znów zwinąć się w kłębek i usnąć. Bo jest tak ładnie, jest tak cudownie. Jest bosko.
   Tylko brak tej osoby, z którą mogłabym spacerować jak wtedy. I jakoś tak smutno z tego powodu.
   I wiecie co? Nawet droga do szkoły wydaje się piękniejsza gdy ogródki są całe w kwiatach. Co rano włączam radio, otwieram okno i śpiewam i tańcuję ile się da, robiąc kanapki czy malując się. Po prostu wszystko jest takie jakieś inne... Jakby weselsze. Żywsze. Nawet te sprawdziany, prace domowe i inne straszne rzeczy stały się mniej ważne. Ważniejszy jest wieczorny bieg gdy wreszcie w samotności mogę wszystko przemyśleć.
   Jakoś nigdy nie dostrzegałam tego wszystkiego. Kropelek porannej rosy czy śpiewu ptaków. Jakoś to wszystko było mi obojętne. Czy świat na prawdę bywa taki piękny?



                                                                   Zdjęcia znalezione w internecie. 
Muszę powiedzieć, że dalej nic mi się nie chce.
A co słychać u Was? Również zachwycacie się pogodą czy nie sprawia na Was wrażenia? ;) 

Myślę co jeszcze mogłabym Wam opisać bo notka wydaje mi się nieco przykrótka. O! Wiem! 
   Do wakacji zostało już mało czasu. W sumie chciałabym go zatrzymać, nie chcę kończyć szkoły. Będę tęsknić za tymi Głupkami, które umilały ale też i utrudniały szkolną egzystencję. Przyzwyczaiłam się do wszystkich, teraz zacznie się wszystko od nowa... Sama nie wiem, chciałabym się cieszyć zbliżającymi się wakacjami ale prawda jest taka, że każdy się porozjeżdża, każdy pójdzie w swoją stronę i wszystko się zmieni. Szkoda...


                                                                       
Przykro mi ale nie dało rady wstawić piosenki niżej inaczej, jakoś nie chciało mi nic porządnie działać. 
                                                                                  "Weronika, efekt motyla"

piątek, 26 kwietnia 2013

19 - Tara rysuje

Jak można nie rysować dwa miesiące? Ano można. ;) 
Cały czas mówię Wam, że coś wstawię a nie wstawiam nic z racji braku aparatu. Dziś udało mi się dorwać telefon kumpeli i pyknąć parę fotek, oto one. 



Kim jest ten raper? Zgadnie ktoś? :) To zdjęcie było na okładce albumu z 2009 r. xd
                                                                                   (Światło się dziwnie odbija...)

Szybkie mazy dla kumpeli. 

I schizy po przeczytaniu Wiedźmina. 

Dziękuję za uwagę, do usłyszenia. A raczej do następnej notki! :) 


Resztę możecie zobaczyć w jakże przecudnej zakładce "Moja twórczość." ;) Szału nie ma -  pośladków nie urywa, bielizna nie lata. Grunt, że coś jest. W sumie większość moich porządnych prac sprzedałam, zostały niedobitki, którymi nawet nie da się chwalić w necie. Strasznie mnie korci wstawić moje zamówienia ale nie mogę, to tak jakby wstawić czyjeś zdjęcia. 




 


_________
A raper to Buszu. Nie będę Was męczyć zgadywaniem. 



niedziela, 21 kwietnia 2013

18 - Czyli co udało mi się dziś obejrzeć?

Cały dzień nie ruszam się z łóżka, jestem chora a do egzaminów został jeden dzień i trochę dzisiejszego. Nie wiem jakim cudem uda mi się jako tako wyzdrowieć. Wszystko przeze mnie, a raczej przez moją niesamowitą chęć do brania udziału we wf na dworze. Niestety pogoda się popsuła a nawet kropił deszczyk. No i jakoś tak mi się zachorowało.
Moje możliwości są niesamowite, potrafię nie chorować dłuuugi czas tylko po to aby umierać na parę dni przed czymś ważnym. Kurczę.
     Jedynym absorbującym zajęciem jest oglądanie filmów na komputerze. Chciałabym się pochwalić co udało mi się obejrzeć. Chyba tylko głównie dzięki postom moich koleżanek odkryłam film "3 metry nad niebem".
Co mogę o nim powiedzieć? Już dawno nie ryczałam jak bóbr podczas oglądania. Mimo, że niektórzy mogą stwierdzić, że to tylko ckliwe romansidło to Tara lubi takie klimaty i lubi sobie czasem popłakać. (Wiecie, te emocje, negatywna energia, itp. ^.^)
Spodobał mi się od samego początku. Porządny motocykl, niegrzeczny przystojniak i grzeczna dziewczynka. Czasem uśmiechałam się do ekranu, czasem wzdychałam z utęsknieniem (też bym chciała taki motocykl) a pod koniec tylko ryczałam jak bóbr nasłuchując czy nikt nie wchodzi do pokoju. Bo się będą śmiać że płaczę przy filmach. 


Po wylanych potokach łez przyszedł czas się opamiętać i stwierdzić, że taka historia nie może się tak skończyć. Natrafiłam na część drugą o tytule "Tylko Ciebie chcę". Nie obyło się bez łez lecz muszę stwierdzić, że sama już nie wiem czy chciałabym aby Hache był z Babi (byłą) czy może lepiej z aktualną. Cóż za mętlik... 

                                                     

Doprawiłam jeszcze kolejnym filmem pt. "Keith", który po prostu jest niesamowity... Opowiada o dziewczynie i chłopaku z pozoru dziwnym, coś ukrywającym. Zostają partnerami na lekcjach chemii i wkrótce rodzi się między nimi uczucie. Historia dla mnie niezwykle smutna... Więcej nie powiem, chcecie to obejrzyjcie. ;)                                                                                                                                                                    

                                                                

Macie jeszcze coś ciekawego do polecenia? :)

A i mam pytanie, prosiłabym o w miarę kompetentne wypowiedzi. Co się dzieje jeśli uczeń nie jest w stanie przyjść i napisać egzamin gimnazjalny? Czy piszę się w innym terminie czy po prostu nie zdaje? Słyszałam o tym, że musiałabym jechać do miasta wojewódzkiego i tam pisać. Wie ktoś coś na ten temat? 

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

17 - Kto pokocha smutnooką?

     Jestem niezwykle zdolną osóbką. W ciągu chyba dwóch miesięcy zajeździłam zajeżdżony już telefon. Jakoś tak wyrwało mi się to malutkie gniazdko ze środka, kurczę... :> Gdyby nie to, że potrzeba mi jakiegoś czasomierza do szkoły (co by wiedzieć czy już dzwonek czy może dalej umierać) to chrzaniłabym te wszystkie telefony ciesząc się niezwykłą wolnością. (Nie lubię zegarków) Zero rzępolenia, pikania, ładowania i zawracania odwłoka.Kupiłam torebkę, mam parę nowych bluzek i myślę w następnym poście dodać zdjęcia kolejnych prac. O ile będę miała jakiegoś fotopstryka. W następnym tygodniu testy, po co takie pierdoły? Nauczyciele zamiast pomóc robią nam po 3-4 sprawdziany + kartkówki, pytanie itp. dziennie. Tak, na dzień mamy 3 czasem 4 sprawdziany i mnóstwo pytania. Na dodatek jakieś próbne, po cholerę?
Tylu jedynek nie załapałam w ciągu całego poprzedniego semestru i nie widzę szans aby to wszystko poprawić a nie mam czasu i sił żeby się uczyć. Nauczę się z jednego - zawalę resztę. 

     Długo nie pisałam ani nie odwiedzałam Waszych blogów, mimo, że praktycznie codziennie siedziałam na kompie. (Co ja wtedy robiłam? O.O) Nie obiecuję poprawy, nic mi się nie chce, nic. Przestałam rysować, czytać książki, jedynym osiągnięciem jest ściągnięcie wszystkich albumów Rise Against.
     Nie wiem czy tego nie usunąć w cholerę bo tak mi się nie chce ale nawet nie chce mi się go usunąć więc niech sobie wegetuje ten blog.
    Od roku nie mam nikogo i chyba coś ze mną nie tak. Moja kumpela za cel obrała sobie wyswatanie mnie, oczywiście efektów nie ma żadnych. 

Nie ukrywam, że gdybym zaczęła sama szukać to może i kogoś znalazłabym. Tyle, że ja nie mam ochoty nikogo szukać choć chciałabym kogoś mieć. I weź tu takiej dogódź. Wszelakich amantów od siedmiu boleści przepędzam, im dalej tym lepiej. Po prostu kiedy ktoś do mnie pisze to mnie krew zalewa, tylko brać siekierę i rżnąć gdzie popadnie.
Co mnie tak denerwuje?
TOP 7 AKCJI NISZCZĄCYCH TARĘ:
7.Przede wszystkim ilość błędów ortograficznych, dobra, nie wymagam idealnej interpunkcji ale 'łuszko', 'skond', 'ankohol' sprawia że mam ochotę jebnąć amanta słownikiem. 

6. Identyfikacja wzrokowa - Wiadomo, dobra identyfikacja to podstawa. Wiadomo, już po pierwszych informacjach (Cześć, cześć, skąd jesteś? ile masz lat? jak masz na imię? jaki rozmiar miseczki?)  pada pytanie: Wyślesz zdjęcie? Masz facebooka, nk, fotkę bądź co innego? - A co ja nie mam innego zajęcia tylko fotki wysyłać? Wyślij zdjęcie a gość przepowie Ci przyszłość, ewentualnie nigdy więcej nie napisze albo doda komentarz "Pienkna jestes:-*" 
5. Masz rodzeństwo starsze ode mnie? - Jeśli odpowiedź jest twierdząca kolega więcej do Ciebie nie napisze.
4. Lubisz bawić się sama pod kołderką? - Ta, ubaw po pachy.
3. Spodkamy się? - Już pędzę, pędzę po tęczy na moim pięknym różowym jednorożcu z którym bawię się wieczorami.

2. Kochałaś się już? - Oczywiście, kocham cały świat. Tylko jakoś długo zbieram na ten czołg.
1.Jesteś dziewicą?  - NUMBER 1, które zasługuje na miano wszechrozwalacza. Przytoczę cały dialog:
Piszesz dopiero 1 dzień, dobra - kilka smsów dopiero.
-Jesteś dziewicą
-Co Cię to interesuje?
-No ale jesteś
-To chyba moja prywatna sprawa.
-Czyli że nie :-(
-A to czemu tak sądzisz? (AGRESOR ON)
-Bo nie chcesz powiedzieć :((Tak moi drodzy, powszechnie wiadomo, że dziewczyna która przyznać się nie chce na 100% jest dziewicą rozdziewiczoną)
-To co Ty myślisz że nie jestem bo nie chcę powiedzieć?
-Jakbyś była to byś powiedziała
-Chyba sobie jaja robisz.
-Czemu
-Jak nie chcę powiedzieć to znaczy że nie jestem?
-Tak
To wiele wyjaśnia. Nie powiem że nie. 
Nie chcę tym postem obrażać nikogo, zwłaszcza chłopców. Po prostu zebrałam tutaj kilka smaczków, które sprawiają, że cofam się w rozwoju. Czy świat aż tak poszedł do przodu? Chyba nigdy sobie nikogo nie znajdę...
A Wy moi drodzy, też spotykacie takich pozytywnie zakręconych ludzi? ;)
____________________________________________
Stwierdziła, że tylko udaję, wypieram się. Tak na prawdę cierpię niesamowicie będąc sama, co noc wyję do księżyca. Czemu zamykam się na świat? Czemu zamykam się? To nic nie daje. Wszystko przejdzie, minie a ja zostanę sama, ze swoją skorupką z bólu, gniewu i niewypowiedzianych słów. Właśnie tak się stanie jeśli się nie zmienię. Nie umiem się zmienić, ludzie są okropni.

piątek, 29 marca 2013

16

                                                    UWAGA! NOTKA OCIEKA FILOZOFOWANIEM I GADANIEM OD RZECZY. 
Tutaj aż się prosi wstawić zdjęcie słynnego, serialowego filozofa i jego słynnego powiedzenia "W tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem" jednak tekst nie pasuje do dzisiejszego postu. Zadowolić się musicie samym Ferdynandem. :3

Najwyższy czas dodać kolejną notkę. Z racji świąt chciałabym życzyć Wam, moi drodzy czytelnicy wszystkiego co najlepsze! Dużo zdrowia, siły do życia, miłości, znalezienia ukochanej osoby (tak Tara, jak Ty znajdziesz to będzie cud) i wszystkiego, czego tylko sobie jeszcze zażyczycie. 

Święta świętami jednak ja ich nie czuję. Tak samo jak poprzednich. Wszędzie pełno kurczaczków, zajączków, jajek i innych dekoracji lecz wszystko to wydaje mi się takie sztuczne... Jakby bez życia. No ale co ja Wam będę filozofować jak i tak nie warto słuchać. No ale w sumie po co tyle piec jak i tak wszystkiego się nie zje a nawet jeśli to bez kropli żołądkowych się nie obejdzie. W sumie po co tyle tych dekoracji jak i tak trzeba to będzie później zdjąć i pochować? (Litości Tara, litości - odpuść sobie.)
Nadszedł czas by wyjść na dwór i ulepić królika ze śniegu. Cofnęliśmy się w czasie do stycznia? U Was też taka pogoda? 



No ale zostawmy te zdjęcia, czas coś napisać. Postanowiłam nieco odświeżyć swój wygląd. Uwielbiam czarny, mogłabym chodzić wiecznie na czarno(najlepiej ciągle w glanach) jednakowoż w czarnych workach nie każdy wygląda korzystnie. Zwłaszcza ja z moimi wiecznymi sińcami pod oczami. Nie porzucę czarnego całkowicie (czarny to nie kolor - czarny to styl życia), zawsze gdzieś będzie krążyć wokół mnie jednak może zaczęłabym się ubierać bardziej, hmm, kobieco? (Oczywiście bez sweterków i innych cudów na kiju bo tego nie zdzierżę) Cóż, lubię worki, duże, czarne worki jak to określam koszulki rozmiar lub więcej za duże.Wprost ubóstwiam za duże czarne koszulki z napisami sięgające do połowy uda. I wielkie, czarne bluzy. Dodać jeszcze czarne spodnie, buty i czarne włosy. I włala! Oto Tara! :3 Wiecie o co mi chodzi? Jeśli nie to po prostu wyobraźcie sobie jeden wielki czarny worek a w nim dziewczynę. Tak, to powinno wystarczyć. Mam na komputerze album pełen zdjęć, tych sprzed dwóch lat, tych sprzed trzech, sprzed roku i sporo aktualnych. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że nie dziwię się dlaczego nikt się mną nie interesował nie licząc jednego, skończonego pacana. W sumie teraz też nikt się nie interesuje ale wyglądam raczej normalniej w tych czarnych workach. Nigdy w życiu nie wrócę do naturalnego koloru włosów, mowy nie ma. A patrząc na to jak się ubierałam wcześniej, dziwię się jak w ogóle w takim stanie mogłam wychodzić z domu. :c
Od dawien dawna jaram się punkami i punkrockiem choć nie potrafię wymienić więcej niż kilku wykonawców. I coraz bliżej mi do wyglądu punka, dlatego chcę dalej szarżować w tym kierunku.
A z resztą, o czym ja gadam? Walnę se wszystkie ciuchy na czarno + kilo pieszczoch, wiadro ćwieków i walić to wszystko. 

Dobra.
Mam się dość. I reszty też.
(To chore, w żyłach Tary płynie rap a jara się punkrockiem i wygląda jak niedoszły punk. Często jednak w internecie spotykam się z pewnym punktem widzenia. "Skoro słuchasz rapu to tylko rap jest prawdziwą muzyką, skoro słuchasz rocka to tylko rock jest prawdziwą muzyką, skoro słuchasz metalu to tylko metal a rap to sam stek przekleństw, jeśli disco to reszta zła, jeśli techno to tylko techno, itd." A nie można słuchać i tego i tego? Nigdy nie można się ograniczać i iść tylko w jednym kierunku. Jestem świetnym przykładem, że można połączyć dresy z glanami a rap z rockiem i wiele innych osób.:))


Można? Można! :)
Zaczęłam od świąt, przeszłam przez ciuchy aż do muzyki a i tak nic porządnie nie ogarnęłam. Dziś wzięłam się za sprzątanie w szafie. Dzięki temu wiem, że mam pełno ubrań, których nigdy w życiu nie założę. Nawet nie mam pojęcia po co je kupowałam...
Jeśli tylko uda mi się coś dorobić od razu zamawiam porządną pieszczochę, ewentualnie karwasz lub obrożę. Nie, nie te z plastikowymi ćwieczkami w których lata większość dziewczyn bo są modne. Owszem, ładnie to wygląda ale ja chcę czegoś porządnego.


Nie mam więcej pomysłów. Robię te notki jakoś tak bez większego zaangażowania, mamy kryzys? Ehh...



poniedziałek, 25 marca 2013

15 - Czasem ma się wszystkiego dość.


Zeszły tydzień był tygodniem pełnym wrażeń, zaczynając od sezonu dni otwartych w szkołach przez Dzień Wagarowicza po nieskończoną cichą wojnę. Hm.
Szkoła spodobała mi się niezmiernie ale...Zawsze jest jakieś "ale". Dojeżdżać do miasta w którym się ona znajduje musiałabym chyba na wielbłądzie - ewentualnie helikopterem. Dojazdy są tak marne, że w zimie mogłabym podpiąć koleżankę do sanek i wywijając chipsami na kijku kazać jej ciągnąć mnie do punktu oddalonego o 25 km.
Dzień Wagarowicza spędziłam w domu, jak cała klasa. Zgadzamy się jedynie w robieniu sobie wolnego z okazji bez okazji.
Śmierdząca, cicha wojna trwa dalej. I zaczyna zajmować coraz większe tereny a ja zbieram coraz więcej sojuszników i gdyby nie to, że mam jeszcze czerwoną lampkę w głowie, która ostrzega przed głupotą pewnie kupiłabym z 10kg proszku do prania, paczkę  mydeł i szamponów (raczej domestosów) i kazała się osobnikowi UMYĆ. Bo śmierdzi niesamowicie. 
Chyba że zaprowadzę osobnika na myjnię samochodową/zrobię lejka/wezmę karchera.(niepotrzebne skreśl)
Blog rysunkowy stał się blogiem przemyśleniowym, ta. 
Święta Wielkanocne niedługo staną się świętami Bożonarodzeniowymi, bo śnieg. 
Mam kryzys, brak pomysłów na notkę i ogólną niechęć do wszystkiego. Bez kija nie podchodź. 
Z resztą... Jak można mieć humor kiedy przez 7 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu non stop muszę przebywać w towarzystwie osoby, która wodę zna tylko z widzenia... Chlip...Mam dość... Zabierzcie to wszystko, chcę tylko chwilę spokoju, samotności... Tak po prostu. Tygodnia w szkole bez X. Czy proszę o tak wiele?
W sobotę udało mi się upolować sporo nowych ciuchów, mianowicie trzy koszulki i buty na koturnie. Dziś pierwszy raz od dobrych kilku miesięcy nie byłam w szkole w czymś co jest czarne, bo wiecznie jestem czarna. Jak smoła. Kurczę. Przepraszam, notka bez sensu ale nic nie wycisnę z siebie. Może macie pomysły? Kiedyś nadrobię zaległości związane z odwiedzaniem Waszych blogów, nie martwcie się. ;)


piątek, 15 marca 2013

14 - Czyli nigdy nie daj się wykorzystać.

     Trzynastego udało się załatwić sprawę, która już od września spędzała mi sen z powiek. Rozpoczęłam wojnę, cichą wojnę. Mam nadzieję, że wszystko uda się załatwić sprawnie i szybko, im szybciej tym lepiej. Mam również nadzieję, że nikt nie wymięknie, wszyscy będą trzymać się razem do końca, aż do załatwienia Tej sprawy. Bowiem jeśli tak nie będzie to sama zawalczę. O spokój. Wydarzenia ostatnich miesięcy sprawiły, że straciłam nadzieję. Mimo wszystko - zawalczę.I wygram. Oby...
     Śnieg, śnieg, śnieg. Mnóstwo śniegu. Już wczoraj wieczorem za oknem szalało ale dzisiejszy poranek przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Zaspy po kolana, wiatr i sypiący śnieg. I choć miałam nie iść do szkoły to poszłam, w ostatniej chwili ktoś zmienił mój wybór. I poszłam w sumie tylko po to, żeby jedną lekcję przegadać, drugą przebiegać na hali, a później przymusowo nażreć się na szkolnej stołówce. U nas w sytuacjach kryzysowych osoby, które nie chodzą na obiad iść muszą, co by się nie zmarnowało. Nie dożywiam się i nie mam pojęcia jak można najeść się jakimiś dziesięcioma kuleczkami czekoladowymi Nesquik (czy tam cuś, żebyście wiedzieli mniej więcej o co chodzi) z mlekiem + podejrzana bułka słodka. Może to i lepiej że się nie dożywiam. Z resztą... Nie jem w szkole, wepchnę coś w siebie rano (niewiele) i 7 godzin tylko z gumami do żucia. Nie wiem dlaczego inni mówią, że to jest dziwne. Kurdę...
     Piszę notkę tańcując na krześle do Give it all-Rise Against. Ubóstwiam. GŁOS... Łooh.
 

 Nie mam za wiele dziś do powiedzenia. Liczyłam na wiosnę, się przeliczyłam. Liczę teraz na rozwiązanie problemu, śmierdzącego problemu... 
     Opiszę jednak sytuację, która niedawno mnie spotkała. Dotyczy prac wspólnych i tego jak postrzegam robienie prac domowych, projektów czy stroików we dwie osoby. Rozumiem, że nie każdy ma możliwości, czas czy pieniądze by zakupić coś potrzebnego, coś przynieść bądź pomóc. Nie rozumiem jednak jak można być na tyle chamskim i liczyć na to, że odwalę za kogoś całą robotę. Nie zniosę więcej ludzkiej głupoty i lenistwa. 
Przykład 1:
Praca wspólna, dokładnie projekt na lekcję. Wybitnie obszerny i praktycznie nie ma czego skracać, moja drukarka stoi popsuta już od wielu lat. Osoba, nazwijmy ją X nie posiada nic, kompletnie nic. Ani chęci, ani ambicji, ani choć trochę rozumu. W ciągu miesiąca X pojawiła się u mnie tylko raz. Spytać czy robimy projekt czy nie. Robimy, Tara jest ambitna (aż za bardzo) i nie pozwoli sobie na jedynkę z byle czego. 
X nie potrafi wstukać w wyszukiwarkę tematu pracy choć na portalach społecznościowych hakeruje niczym zawodowiec. Po wpisaniu stwierdza, że jest to dla niej za trudne i lepiej żebym ja się tym zajęła. (Agresor ON)
Dostaje kartkę na której napisany jest adres strony, wystarczy wpisać. I wziąć długopis, kartkę i przepisywać wyznaczone przeze mnie tematy. Za trudne. (Agresor wzrasta)
Pracę napisałam sama, pomogła mi kochana Mama, która wie, że tylko strach przed zmarnowaniem życia w poprawczaku zatrzymuje mnie przed wyrżnięciem takich debilów.  
I sama jestem debilem dając się robić w konia po raz kolejny lecz nie chcę się kłócić, zaciskam zęby. Zdążę się odwdzięczyć, z nawiązką. 
Przykład 2:

Wymienię tylko 2, choć było ich całe mnóstwo. Niektóre niewinne, niektóre ważące na zdaniu do następnej klasy. Bardzo ważne. Lecz TO przelało czarę goryczy.
Sytuacja najświeższa. Kolejna praca grupowa. Tym razem we dwie osoby. Zwykły stroik na święta, zwykły, durny stroik. X dopiero tydzień przed przypomniała sobie o zrobieniu czegokolwiek kiedy ja zagłębiałam się w tajnikach historii, angielskiego, fizyki i innych jakże ważnych szkolnych przedmiotów.
Ja rozumiem. Ja wiele rzeczy rozumiem i mogę zrozumieć. Jednakże...
Jak można być takim cwelem dając mi stary, brudny, śmierdzący stroik sprzed kilkunastu lat (Nie zdziwię się jeśli wyciągnięty z jakiego kontenera na śmieci) mówiąc, żebym coś dołożyła od siebie i odda się nauczycielowi. KTO NORMALNY DA NAUCZYCIELOWI COŚ TAKIEGO? WSTYD!!! HAŃBA!!!
(Agresor - poziom krytyczny)
Zrobiłam sama. Mama wyczarowała parę rzeczy, muszę odkupić Babci tak aby się nie zorientowała, że cokolwiek było ruszane. Oddałam pracę, nerwy opadły.
Na lekcji X pyta się mnie czy oddałam nasz stroik. Pytam się jaki stroik? Wspólny. Zrobiłam sama i tu zonk. Nagle staję okoniem. "Z własnych rzeczy, twój stroik ci oddam nie martw się."
Do końca dnia była niezmiernie przytkana.
A mama miała go wrzucić do pieca...

Jestem debilem. Skończonym debilem. Brakuje mi przekleństw na określenie złości, która we mnie siedzi. Obiecuję sobie i Wam, niech mnie w du*ę pocałują wszyscy, którzy liczą na to, że cokolwiek będę robiła. Nigdy więcej. Nigdy.
To mają być ci "kumple" ja się pytam? Rozpoczynam wojnę. Prawdziwą cichą wojnę. Nie chodzi o samo wykorzystywanie, są sprawy gorsze i ważniejsze, których tu nie wymieniłam.
Mam tego dość, po prostu dość. Serdecznie wszystkich mam dość! Ku*wica mnie bierze kiedy siedzę w szkole. Niech czym prędzej nadejdzie kwiecień, maj, czerwiec, wakacje bo w przeciwnym razie będzie źle. 




niedziela, 10 marca 2013

13

    Nic spektakularnego nie osiągnęłam od czasu dodania ostatniej notki. Nie licząc tego, że przesiedziałam prawie cały tydzień w domu z gorączką, kaszlem i totalnym brakiem apetytu. Przeczytałam książkę, zdecydowanie pogłębiła ona spaczenia ludzkiej psychiki(ta, mojej też). Ludzkie mięso w lodówce, ćwiartowanie żywego człowieka, lufa pistoletu w ustach, odrąbana głowa, członek i pedofilia plus zjawy, duchy małych dziewczynek,chłopców z poderżniętym gardłem, pierwszych wyspiarzy, światełka, ćmy, całe mnóstwo. Las, burza śnieżna, brak prądu, brak sprawnych telefonów, brak drogi ucieczki. Nigdy w życiu nie będę czytała powieści grozy wieczorem ani w nocy. Bałam się iść do łazienki, bałam się spojrzeć w okno. Autentycznie się bałam. I dalej odczuwam lekki lęk, kurczę. Śmiejcie się, ta... 
     Stworzyłam kilka wydmuszek potrzebnych mi do szkoły. I stworzę jeszcze kilka, ładniejszych bo zaopatrzyłam się w nowy kordonek.
Oto chwila z życia jajek:                                                  
















Tak na poważnie wyglądają właśnie tak. 

Macie pomysł na notkę tematyczną? Dzisiejszy post raczej wiele do życia nie wnosi ale lepszy rydz niż nic. Zajmuję się tymi zamówieniami i zajmuję i brak mi czasu na coś co zrobiłabym sama dla siebie. Wstawiam więc moje ostatnie pomysły, szału nie ma bowiem kiedy wezmę się do kredek nie wychodzi z tego nic normalnego.
Chodzi tu głównie o ubrania, nie o proporcje. Wpadłam na pomysł projektowania ubrań.
(Tara, oszalałaś?! To jak jakby kazać pingwinowi skakać przez płonącą obręcz!)




Z okazji minionego Dnia Kobiet i dzisiejszego Dnia Mężczyzn życzę Wam moi mili wszystkiego co najlepsze!:*

wtorek, 5 marca 2013

12

   Cześć Wszystkim! :)
Znów jestem chora, czwarty raz w ciągu jednego miesiąca. Kolejny raz mam gorączkę, kolejny raz chcę iść do szkoły a nie mogę. (Co ze mną?!) Chyba nawet wiem czemu...
Po wizycie na basenie zabrakło nam pieniędzy, jak zwykle spontan i 8 kilometrowy powrót do domu na piechotę bez czapki, w chłodny i wietrzny dzień. Z punktu widzenia pieszego powiem Wam, że trąbili wszyscy, machali nawet chłopcy z samochodów (pozdro dla Gościa z autobusu, który mało nie wyleciał z przedniego siedzenia! :)) ale jeśli chodzi o podwózkę to żaden się nie zatrzymał, może to i lepiej. Jako kierowca bałabym się wziąć do samochodu kogoś takiego jak my. Też po zimie cierpicie na brak kondycji? Wcześniej stukałam kilometry, marzłam, przemakałam i żyłam. Teraz wyjdę bez czapki na 5 minut i bum, chora. Litości...

   
   Zbliża się Dzień Kobiet. Dzień w którym kobiety dorosłe i te mniej też dostają kwiatki, bombonierki albo i nic. Należę do tej ostatniej grupy. A Wy dziewczyny, jak myślicie? Będzie jakiś kwiatek czy może miły spacer z ukochanym? ;) Macie z kim obchodzić taki dzień? Obchodzicie go w ogóle? 
         

     Zawsze w takie okazje (w Walentynki również) marzę o jakimś tajemniczym wielbicielu, który wreszcie się mną zainteresuje. Zazwyczaj już w połowie dnia pukam się w czoło myśląc:" Ty młocie i tak nic nie dostaniesz, nikt się nie odezwie ani nikt nie napisze." Nie licząc mojego kota, który zawsze mnie odwiedzi po tygodniach nieobecności co by się porządnie nażreć i wyspać. Podejrzewam, że oglądał Shreka bo stosuje na mnie te same taktyki co słynne kocisko z bajki. ;) Zwykle spędzam te dni wcinając czekoladę bądź dżem, bądź cokolwiek innego (może cukier?) co jest słodkie chyba tylko dlatego, żeby uodpornić się na wszechogarniającą świat falę miłości, serduszek i innych, tego typu rzeczy. Zażeram smutki słodyczami a i tak wyglądam jakbym hodowała tasiemca. (Chce ktoś kupić? Miły, wytresowany, wielofunkcyjny, ma na imię Ciapek.) Moja ironiczno-pesymistyczna strona i tym razem się ujawnia, dając ujście żalom, smutkom i docinkom skierowanym samej sobie. Kurdę. :>


W tej chwili powinnam uczyć się o NATO, ONZ, UE, polityce zagranicznej, polskiej dyplomacji, integracji europejskiej i innych strasznie ważnych(nie dla mnie)rzeczach. Mimo to siedzę i stukam w klawiaturę jak pomylona, cóż... W sumie istnieją jeszcze poprawy, w sumie mogę zrobić ściągi, w sumie to mi się nawet nie chce. Przecież jest tyle ważnych spraw, tyle zadań z matmy, tyle zadań z polskiego. Wróć. Jak dalej tak będę gadać od rzeczy to chyba jutro nie pójdę.W sumie powinnam iść bo byłby to mój tydzień nieobecności w tym semestrze. W sumie... Oszczędziłabym sobie nerwów, które wiecznie muszę tracić na utarczkach z pewnym Panem. Pan ten i owszem lubi dokuczać każdemu, ciekawi mnie tylko dlaczego teraz ja stałam się obiektem do podstawiania nóg, klepania po karku czy też przesuwania krzesełka. Męczy mnie to, tak cholernie męczy mnie to, że za niedługo w tv będziecie słyszeć o słynnej Tarze, która wytapetowała czyjeś pośladki zaostrzonym, promocyjnym kompletem ołówków z Biedronki. ( A jakże!)

     Usunęłam zdjęcie fryzury, kto miał je obejrzeć - obejrzał. 

     Jestem tak cholernie zmęczona... Porannym wstawaniem, codziennymi utarczkami z przygłupami, widokiem fałszywych mord, słuchaniem czyichś bajek, biciem się z Panem wyżej wymienionym. Zmienny jest jak pogoda. Jednego dnia wyzywamy się zdrobniale(bałwan, żółtodziób - lecz się człowieku),  drugiego mierzymy szyderczym wzrokiem, w trzecim zaś nie odzywamy wcale, tylko od czasu do czasu łapię jego dziwny wzrok, czasem patrzymy sobie w oczy przez chwilę. (Albo mi się zdaje, ta, schizy mam) Dnia czwartego wyłudza ode mnie rzeczy próbując mnie jakoś przekabacić, wyśmiewa się ze mnie, później wszystkiego wypiera... Przecież nie jestem ślepa. Jak można z kimś takim wytrzymać? Chyba wolałam jak już wcale mnie nie zauważał, zwykłe "Cześć" starczyłoby zupełnie. Ale nie, zawsze bałwan dokuczyć musi... O co czemuś takiemu chodzi? Wyjaśni mi ktoś? 
Nie wytrzymam sama ze sobą. 
Wstawiłabym jakieś ładne zdjęcia, niestety, żaden z moich telefonów nie ma sprawnego aparatu. (Giń ty podła elektroniko!) Nie wstawię nic, nawet rysunku...
Niech to się skończy, niech wiosna przyjdzie. Może i trochę dobrego humoru przyniosłaby...
                                                      



sobota, 2 marca 2013

11

     I jak Wam podoba się aktualny wygląd bloga? Stworzyłam nowy nagłówek, którego zmieniać już nie będę. I tło będzie ciemne, tego się raczej nie pozbędę choć zmienię kwiatki na coś normalniejszego. Moja ciemna strona domaga się ciemnego bloga. ;) 
Dziś udało mi się przełamać kilka moich starych lęków z czego jestem niezmiernie dumna. Nie wyobrażacie sobie nawet jak... Choć w pewnych momentach miałam ataki paniki, w których miałam ochotę zwiewać czym prędzej byleby nikt mi nie przeszkodził to dałam radę. Dałam radę. Wreszcie.
     Boicie się czegoś? Rzeczy zwykłych czy niezwykłych? Wejść na piętro czy zamknąć się w ciasnym pomieszczeniu? Może windy, wody (Nie, nie chodzi mi o niemycie się.;)) a może samotności?
Kiedy byłam młodsza bałam się wielu rzeczy, w sumie lęki przyćmiewały mi radość życia.
Cała moja dotychczasowa egzystencja to była ciągła ucieczka. Ucieczka przed samym sobą.
Dziś jestem starsza i choć powinnam być mądrzejsza to zdarzają się chwile, w których ta mała zagubiona dziewczynka chce przejąć kontrolę nad starszą już Tarą i doprowadzić do szaleństwa kolejną ucieczką. Nie daję się. Mimo wszystko.
     Każdy z nas czuł kiedykolwiek lęk. Jest on nam potrzebny bo wytycza granice, których nie powinniśmy przekraczać. Co jednak kiedy zaczyna go być za dużo? Co się dzieje kiedy strach zaczyna sterować naszym życiem?


Pierwsze co czujesz w takim momencie to ten dziwny niepokój w środku, który nie chce odejść. Zaczyna rozchodzić się po całym ciele. Mrowienie w sercu rośnie, zaczyna szybciej bić aż w końcu wali jak szalone. Oblewa Cię zimny pot a nogi są jak z waty. Kręci Ci się w głowie, zaraz zemdlejesz. Bang, zwiewasz. Nie myślisz o niczym, najważniejsze to uciec w miejsce bezpieczne - uczucie to znane jest wielu osobom, zasilam szeregi tej armii. 
Wydawało mi się, że tylko ja jestem takim dziwolągiem lecz kiedy Ktoś przez przypadek rozciął sobie dłoń i popłynęła krew to zaczął zmieniać kolory twarzy. Blady, zielony, blady, zielony, blady, trupio blady. 
Znasz to?
Czy może jest Ci to obce?
Co jeśli przez strach zaczynamy tracić życie?
"Nie pójdę na basen - boję się zanurzyć w wodzie."
"Nie pojadę na wycieczkę w góry - umrę jeśli będę musiała wejść na nie."
"Nie dam się namówić na jazdę motocyklem - boję się."
"Nie wejdę do samolotu - nigdy w życiu."
"Nie pojadę windą."
"Nie pojadę nad morze."
"Nie jadę z nimi pod namiot, boję się wody więc po co?"
"Nie wsadzisz mnie do samochodu - zwieję."
"Nie chcę psa - boję się go."
"Nie chcę być w związku - mam lęk przed bliskością."
"Nie chcę być sam - boję się samotności."
I tak ciągle, w kółko i w kółko, coraz więcej nie zrobisz rzeczy bo nie. Bo nie dasz rady, bo się boisz.
      Kiedyś usłyszałam coś mądrego "Jeśli Ty sobie nie pomożesz to nikt Ci nie pomoże." i zgadzam się z tym dopiero po dłuższym czasie. Jeśli to nie od nas wyjdzie inicjatywa aby jakoś sobie pomóc to nikt nam nie pomoże, tylko tylko my znamy siebie najlepiej. Terapie wszelakiego rodzaju, psychiatrzy, psychotropy. Może i pomogło to komuś, nie wątpię.      

     Stop. Tak być nie może, nie możemy tracić tych najpiękniejszych chwil życia przez strach. On nas zniszczy, my stracimy tylko czas i nerwy. I nic nam to nie da.
Może warto spróbować je pokonać, oswoić się z nimi? Dziś mi się udało. Może i Tobie się uda? 



Powoli... Krok po kroczku...

niedziela, 24 lutego 2013

10

     Myślę nad zmianą wyglądu bloga. Na jakiś taki bardziej zachęcający, taki, który nie wygląda jak cmentarzysko zmartwień i żalów. Poważnie, ostatnio przeglądałam Wasze blogi i blogi innych i stwierdzam, że u Was jest jakoś ładnie ogarnięte a u mnie to istny rozpie*dol. Fajnie, że ciemno ale zbyt ciemno. I te notki, jak piszę to o wszystkim naraz. Może by tak zacząć rozdzielać tematy? Nie wiem, jakoś to ogarnąć.                                            
Mój blog ma już miesiąc - wow! - lecz kiedy  na niego wchodzę widzę...  
<---- coś takiego. Chociaż nie. Lepiej odzwierciedlałby to obrazek wymarłego miasta Dzikiego Zachodu, z pustynnymi krzaczkami przelatującymi przez ulicę tuż przed walką rewolwerowców.





Ale i tak Was kocham moi drodzy czytelnicy, w sumie za to, że jeszcze macie siłę czytać te pierdoły. :* Cóż mogę powiedzieć? Nic. Przynudzam jak zwykle. Kolejne trzy dni nie byłam w szkole. Niby jestem chora ale w sumie ciężko określić co mi jest. Czuję się jak trup, o. Zdesperowana, zdecydowałam wrócić do mojego dawnego zwyczaju - biegania. Problem jedynie w pogodzie ale na szczęście w prognozach mówili, że 8 marca będzie koło 15 stopni. Na plusie. Znaczy to, że z dnia na dzień będzie coraz cieplej. Świetnie! :)Mimo wszystko założyłam wczoraj dresy, kurtkę, opatuliłam się szalikiem, ciepłą czapą i znalazłam stare adidasy. Słuchawki, telefon i wio. 
Czułam się jak skończony debil brodząc w śniegu i kałużach na szczęście dalsza część drogi była już w miarę spoko, trochę wody ale trudno. Pomysł szalony, iście diabelski a jednak poskutkował. Cholerne nudności utrzymujące się przez tydzień zmalały, zjadłam obiad. Za niedługo zabiorę się za kolację. Kataru jest mniej mimo, że kiedy wróciłam w butach miałam jezioro. Gorący prysznic po wszystkim i jazda spać. I tak, uważajcie mnie za wariata ale wariacki pomysł sprawił, że dziś czuję się całkiem inaczej. :)
     A Wy? Uprawiacie jakieś sporty? Biegacie, gracie w siatkę, chodzicie na basen czy może coś innego? Kiedy tylko zrobi się cieplej zamierzam na stałe wrócić do biegania, uwielbiam to. 


Macie pomysły o czym mogłabym zrobić następną notkę? Proszę pisać w komentarzach. ;)
Juszko, pamiętam o Twojej prośbie dotyczącej zdjęcia grzywki niestety wstawię je w następnej notce, nie mam teraz niczego co mogłoby zrobić zdjęcie.
Notka krótka i bez sensu, brak natchnienia i zamuła.