Wszystkim Babciom oczywiście życzę wszystkiego najlepszego, w końcu dzisiaj jest ich święto.
Z racji tego, że mamy już Nowy Rok a ja nie dodawałam żadnej notki, chciałabym Wam życzyć po prostu by był on lepszy niż poprzedni, tylko tyle.
Liczyłam na to, że zimy nie będzie. Jak widać, przeliczyłam się. Wszędzie pełno lodu, pozamarzane drzewa, chodniki, praktycznie wszystko. Jak zwykle w miarę lubiłam zimę, tak w tym roku po prostu jej zdzierżyć nie mogę.
Nie wiem o czym mogłabym pisać, przemyśleń mam tyle, że nie warto ich nawet wymieniać. Przez bardzo długi czas nie pisałam wcale, może i miałam o czym, parę razy nawet się logowałam jednak tylko po to by zaraz odpuścić bo nie wiedziałam od czego zacząć. Tak więc zostawało puste miejsce, które przerodziło się w miesiące milczenia.
Pewnie nikt tu już nie zagląda, w sumie nie dziwię się. Nie było po co.
Nie obiecuję, że wrócę, że będę pisać co tydzień, co dwa, czy odwiedzać Wasze blogi komentując dzień w dzień. Przykro mi ale tego obiecać Wam nie mogę.
Motywacją do dodania tutaj notki jest moja Kumpela, która jako pierwsza osoba z moich znajomych przeczytała każdą notkę od deski do deski prosząc, bym nie odpuszczała. Problem w tym, że odpuściłam już dawno temu.
Czas leci niesamowicie szybko a ja ciągle stoję w miejscu, biernie przypatrując się wszystkiemu co mnie otacza. Mówią "Będzie dobrze, wyzdrowiejesz, nie załamuj się, nie trać nadziei", pytam "I co mi po tym?".
Co mi po tym wszystkim? Ich to nie dotyczy, to nie oni męczą się dzień w dzień. To nie oni jeżdżą po lekarzach. Nie oni łykają garść tabletek, które i tak nie wiele zmieniają. Oni tylko powiedzą "Będzie dobrze!" i wracają do swoich zajęć, zasiadają przed stołem jedząc normalny obiad, śpią normalnie, jakoś wiążą koniec z końcem i próbują się cieszyć życiem. A ja tylko patrzę na to.
Patrzę i czuję złość, mnóstwo cholernej złości przez co chciałabym krzyczeć "Dlaczego do cholery ja?!". I chciałabym zamienić się z kimś ciałem by to poczuł. By poczuł to samo. By wreszcie zamknął się i przestał mówić "Nie przesadzaj".
Łatwo mówić, prawda? Bardzo łatwo.
Dzisiejsza notka będzie próbą wyrzucenia z siebie ogromu nienawiści jaki we mnie siedzi. Nienawiści, gniewu. Złości, że to wiecznie mi musi się wszystko pierdolić w tak zatrważającym stopniu. Wiem, każdy ma problemy. Tylko dla jednych ograniczają się one do poziomu "Boże, nie ma co na siebie włożyć na imprę!" a innym do "Boże, nie chcę się więcej obudzić.".
Każdy ma w końcu inne problemy, mniejsze bądź większe. Tylko doszłam do wniosku, że są one nierównomiernie rozłożone. Niesprawiedliwie. Problem w tym, że świat nie jest sprawiedliwy.
Nie jest.
Nie był.
I pewnie nigdy nie będzie.
Mam tylko cichą nadzieję, że w końcu i do mnie los się uśmiechnie. Kiedyś przecież musi.
Dziękuje za uwagę.