UWAGA! NOTKA OCIEKA FILOZOFOWANIEM I GADANIEM OD RZECZY.
Tutaj aż się prosi wstawić zdjęcie słynnego, serialowego filozofa i jego słynnego powiedzenia "W tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem" jednak tekst nie pasuje do dzisiejszego postu. Zadowolić się musicie samym Ferdynandem. :3
Najwyższy czas dodać kolejną notkę. Z racji świąt chciałabym życzyć Wam, moi drodzy czytelnicy wszystkiego co najlepsze! Dużo zdrowia, siły do życia, miłości, znalezienia ukochanej osoby (tak Tara, jak Ty znajdziesz to będzie cud) i wszystkiego, czego tylko sobie jeszcze zażyczycie.
Święta świętami jednak ja ich nie czuję. Tak samo jak poprzednich. Wszędzie pełno kurczaczków, zajączków, jajek i innych dekoracji lecz wszystko to wydaje mi się takie sztuczne... Jakby bez życia. No ale co ja Wam będę filozofować jak i tak nie warto słuchać. No ale w sumie po co tyle piec jak i tak wszystkiego się nie zje a nawet jeśli to bez kropli żołądkowych się nie obejdzie. W sumie po co tyle tych dekoracji jak i tak trzeba to będzie później zdjąć i pochować? (Litości Tara, litości - odpuść sobie.)
Nadszedł czas by wyjść na dwór i ulepić królika ze śniegu. Cofnęliśmy się w czasie do stycznia? U Was też taka pogoda?
No ale zostawmy te zdjęcia, czas coś napisać. Postanowiłam nieco odświeżyć swój wygląd. Uwielbiam czarny, mogłabym chodzić wiecznie na czarno(najlepiej ciągle w glanach) jednakowoż w czarnych workach nie każdy wygląda korzystnie. Zwłaszcza ja z moimi wiecznymi sińcami pod oczami. Nie porzucę czarnego całkowicie (czarny to nie kolor - czarny to styl życia), zawsze gdzieś będzie krążyć wokół mnie jednak może zaczęłabym się ubierać bardziej, hmm, kobieco? (Oczywiście bez sweterków i innych cudów na kiju bo tego nie zdzierżę) Cóż, lubię worki, duże, czarne worki jak to określam koszulki rozmiar lub więcej za duże.Wprost ubóstwiam za duże czarne koszulki z napisami sięgające do połowy uda. I wielkie, czarne bluzy. Dodać jeszcze czarne spodnie, buty i czarne włosy. I włala! Oto Tara! :3 Wiecie o co mi chodzi? Jeśli nie to po prostu wyobraźcie sobie jeden wielki czarny worek a w nim dziewczynę. Tak, to powinno wystarczyć. Mam na komputerze album pełen zdjęć, tych sprzed dwóch lat, tych sprzed trzech, sprzed roku i sporo aktualnych. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że nie dziwię się dlaczego nikt się mną nie interesował nie licząc jednego, skończonego pacana. W sumie teraz też nikt się nie interesuje ale wyglądam raczej normalniej w tych czarnych workach. Nigdy w życiu nie wrócę do naturalnego koloru włosów, mowy nie ma. A patrząc na to jak się ubierałam wcześniej, dziwię się jak w ogóle w takim stanie mogłam wychodzić z domu. :c
Od dawien dawna jaram się punkami i punkrockiem choć nie potrafię wymienić więcej niż kilku wykonawców. I coraz bliżej mi do wyglądu punka, dlatego chcę dalej szarżować w tym kierunku.
A z resztą, o czym ja gadam? Walnę se wszystkie ciuchy na czarno + kilo pieszczoch, wiadro ćwieków i walić to wszystko.
Dobra.
Mam się dość. I reszty też.
(To chore, w żyłach Tary płynie rap a jara się punkrockiem i wygląda jak niedoszły punk. Często jednak w internecie spotykam się z pewnym punktem widzenia. "Skoro słuchasz rapu to tylko rap jest prawdziwą muzyką, skoro słuchasz rocka to tylko rock jest prawdziwą muzyką, skoro słuchasz metalu to tylko metal a rap to sam stek przekleństw, jeśli disco to reszta zła, jeśli techno to tylko techno, itd." A nie można słuchać i tego i tego? Nigdy nie można się ograniczać i iść tylko w jednym kierunku. Jestem świetnym przykładem, że można połączyć dresy z glanami a rap z rockiem i wiele innych osób.:))
Można? Można! :)
Zaczęłam od świąt, przeszłam przez ciuchy aż do muzyki a i tak nic porządnie nie ogarnęłam. Dziś wzięłam się za sprzątanie w szafie. Dzięki temu wiem, że mam pełno ubrań, których nigdy w życiu nie założę. Nawet nie mam pojęcia po co je kupowałam...
Jeśli tylko uda mi się coś dorobić od razu zamawiam porządną pieszczochę, ewentualnie karwasz lub obrożę. Nie, nie te z plastikowymi ćwieczkami w których lata większość dziewczyn bo są modne. Owszem, ładnie to wygląda ale ja chcę czegoś porządnego.
Nie mam więcej pomysłów. Robię te notki jakoś tak bez większego zaangażowania, mamy kryzys? Ehh...
piątek, 29 marca 2013
poniedziałek, 25 marca 2013
15 - Czasem ma się wszystkiego dość.
Zeszły tydzień był tygodniem pełnym wrażeń, zaczynając od sezonu dni otwartych w szkołach przez Dzień Wagarowicza po nieskończoną cichą wojnę. Hm.
Szkoła spodobała mi się niezmiernie ale...Zawsze jest jakieś "ale". Dojeżdżać do miasta w którym się ona znajduje musiałabym chyba na wielbłądzie - ewentualnie helikopterem. Dojazdy są tak marne, że w zimie mogłabym podpiąć koleżankę do sanek i wywijając chipsami na kijku kazać jej ciągnąć mnie do punktu oddalonego o 25 km.Dzień Wagarowicza spędziłam w domu, jak cała klasa. Zgadzamy się jedynie w robieniu sobie wolnego z okazji bez okazji.
Śmierdząca, cicha wojna trwa dalej. I zaczyna zajmować coraz większe tereny a ja zbieram coraz więcej sojuszników i gdyby nie to, że mam jeszcze czerwoną lampkę w głowie, która ostrzega przed głupotą pewnie kupiłabym z 10kg proszku do prania, paczkę mydeł i szamponów (raczej domestosów) i kazała się osobnikowi UMYĆ. Bo śmierdzi niesamowicie.
Chyba że zaprowadzę osobnika na myjnię samochodową/zrobię lejka/wezmę karchera.(niepotrzebne skreśl)
Blog rysunkowy stał się blogiem przemyśleniowym, ta.
Święta Wielkanocne niedługo staną się świętami Bożonarodzeniowymi, bo śnieg.
Mam kryzys, brak pomysłów na notkę i ogólną niechęć do wszystkiego. Bez kija nie podchodź.
Z resztą... Jak można mieć humor kiedy przez 7 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu non stop muszę przebywać w towarzystwie osoby, która wodę zna tylko z widzenia... Chlip...Mam dość... Zabierzcie to wszystko, chcę tylko chwilę spokoju, samotności... Tak po prostu. Tygodnia w szkole bez X. Czy proszę o tak wiele?
W sobotę udało mi się upolować sporo nowych ciuchów, mianowicie trzy koszulki i buty na koturnie. Dziś pierwszy raz od dobrych kilku miesięcy nie byłam w szkole w czymś co jest czarne, bo wiecznie jestem czarna. Jak smoła. Kurczę. Przepraszam, notka bez sensu ale nic nie wycisnę z siebie. Może macie pomysły? Kiedyś nadrobię zaległości związane z odwiedzaniem Waszych blogów, nie martwcie się. ;)
piątek, 15 marca 2013
14 - Czyli nigdy nie daj się wykorzystać.
Trzynastego udało się załatwić sprawę, która już od września spędzała mi sen z powiek. Rozpoczęłam wojnę, cichą wojnę. Mam nadzieję, że wszystko uda się załatwić sprawnie i szybko, im szybciej tym lepiej. Mam również nadzieję, że nikt nie wymięknie, wszyscy będą trzymać się razem do końca, aż do załatwienia Tej sprawy. Bowiem jeśli tak nie będzie to sama zawalczę. O spokój. Wydarzenia ostatnich miesięcy sprawiły, że straciłam nadzieję. Mimo wszystko - zawalczę.I wygram. Oby...
Śnieg, śnieg, śnieg. Mnóstwo śniegu. Już wczoraj wieczorem za oknem szalało ale dzisiejszy poranek przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Zaspy po kolana, wiatr i sypiący śnieg. I choć miałam nie iść do szkoły to poszłam, w ostatniej chwili ktoś zmienił mój wybór. I poszłam w sumie tylko po to, żeby jedną lekcję przegadać, drugą przebiegać na hali, a później przymusowo nażreć się na szkolnej stołówce. U nas w sytuacjach kryzysowych osoby, które nie chodzą na obiad iść muszą, co by się nie zmarnowało. Nie dożywiam się i nie mam pojęcia jak można najeść się jakimiś dziesięcioma kuleczkami czekoladowymi Nesquik (czy tam cuś, żebyście wiedzieli mniej więcej o co chodzi) z mlekiem + podejrzana bułka słodka. Może to i lepiej że się nie dożywiam. Z resztą... Nie jem w szkole, wepchnę coś w siebie rano (niewiele) i 7 godzin tylko z gumami do żucia. Nie wiem dlaczego inni mówią, że to jest dziwne. Kurdę...
Piszę notkę tańcując na krześle do Give it all-Rise Against. Ubóstwiam. GŁOS... Łooh.
Śnieg, śnieg, śnieg. Mnóstwo śniegu. Już wczoraj wieczorem za oknem szalało ale dzisiejszy poranek przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Zaspy po kolana, wiatr i sypiący śnieg. I choć miałam nie iść do szkoły to poszłam, w ostatniej chwili ktoś zmienił mój wybór. I poszłam w sumie tylko po to, żeby jedną lekcję przegadać, drugą przebiegać na hali, a później przymusowo nażreć się na szkolnej stołówce. U nas w sytuacjach kryzysowych osoby, które nie chodzą na obiad iść muszą, co by się nie zmarnowało. Nie dożywiam się i nie mam pojęcia jak można najeść się jakimiś dziesięcioma kuleczkami czekoladowymi Nesquik (czy tam cuś, żebyście wiedzieli mniej więcej o co chodzi) z mlekiem + podejrzana bułka słodka. Może to i lepiej że się nie dożywiam. Z resztą... Nie jem w szkole, wepchnę coś w siebie rano (niewiele) i 7 godzin tylko z gumami do żucia. Nie wiem dlaczego inni mówią, że to jest dziwne. Kurdę...
Piszę notkę tańcując na krześle do Give it all-Rise Against. Ubóstwiam. GŁOS... Łooh.
Nie mam za wiele dziś do powiedzenia. Liczyłam na wiosnę, się przeliczyłam. Liczę teraz na rozwiązanie problemu, śmierdzącego problemu...
Opiszę jednak sytuację, która niedawno mnie spotkała. Dotyczy prac wspólnych i tego jak postrzegam robienie prac domowych, projektów czy stroików we dwie osoby. Rozumiem, że nie każdy ma możliwości, czas czy pieniądze by zakupić coś potrzebnego, coś przynieść bądź pomóc. Nie rozumiem jednak jak można być na tyle chamskim i liczyć na to, że odwalę za kogoś całą robotę. Nie zniosę więcej ludzkiej głupoty i lenistwa.
Przykład 1:
Praca wspólna, dokładnie projekt na lekcję. Wybitnie obszerny i praktycznie nie ma czego skracać, moja drukarka stoi popsuta już od wielu lat. Osoba, nazwijmy ją X nie posiada nic, kompletnie nic. Ani chęci, ani ambicji, ani choć trochę rozumu. W ciągu miesiąca X pojawiła się u mnie tylko raz. Spytać czy robimy projekt czy nie. Robimy, Tara jest ambitna (aż za bardzo) i nie pozwoli sobie na jedynkę z byle czego.
X nie potrafi wstukać w wyszukiwarkę tematu pracy choć na portalach społecznościowych hakeruje niczym zawodowiec. Po wpisaniu stwierdza, że jest to dla niej za trudne i lepiej żebym ja się tym zajęła. (Agresor ON)
Dostaje kartkę na której napisany jest adres strony, wystarczy wpisać. I wziąć długopis, kartkę i przepisywać wyznaczone przeze mnie tematy. Za trudne. (Agresor wzrasta)
Pracę napisałam sama, pomogła mi kochana Mama, która wie, że tylko strach przed zmarnowaniem życia w poprawczaku zatrzymuje mnie przed wyrżnięciem takich debilów.
I sama jestem debilem dając się robić w konia po raz kolejny lecz nie chcę się kłócić, zaciskam zęby. Zdążę się odwdzięczyć, z nawiązką.
Przykład 2:
Wymienię tylko 2, choć było ich całe mnóstwo. Niektóre niewinne, niektóre ważące na zdaniu do następnej klasy. Bardzo ważne. Lecz TO przelało czarę goryczy.
Sytuacja najświeższa. Kolejna praca grupowa. Tym razem we dwie osoby. Zwykły stroik na święta, zwykły, durny stroik. X dopiero tydzień przed przypomniała sobie o zrobieniu czegokolwiek kiedy ja zagłębiałam się w tajnikach historii, angielskiego, fizyki i innych jakże ważnych szkolnych przedmiotów.
Ja rozumiem. Ja wiele rzeczy rozumiem i mogę zrozumieć. Jednakże...
Jak można być takim cwelem dając mi stary, brudny, śmierdzący stroik sprzed kilkunastu lat (Nie zdziwię się jeśli wyciągnięty z jakiego kontenera na śmieci) mówiąc, żebym coś dołożyła od siebie i odda się nauczycielowi. KTO NORMALNY DA NAUCZYCIELOWI COŚ TAKIEGO? WSTYD!!! HAŃBA!!!
(Agresor - poziom krytyczny)
Zrobiłam sama. Mama wyczarowała parę rzeczy, muszę odkupić Babci tak aby się nie zorientowała, że cokolwiek było ruszane. Oddałam pracę, nerwy opadły.
Na lekcji X pyta się mnie czy oddałam nasz stroik. Pytam się jaki stroik? Wspólny. Zrobiłam sama i tu zonk. Nagle staję okoniem. "Z własnych rzeczy, twój stroik ci oddam nie martw się."
Do końca dnia była niezmiernie przytkana.
A mama miała go wrzucić do pieca...
Jestem debilem. Skończonym debilem. Brakuje mi przekleństw na określenie złości, która we mnie siedzi. Obiecuję sobie i Wam, niech mnie w du*ę pocałują wszyscy, którzy liczą na to, że cokolwiek będę robiła. Nigdy więcej. Nigdy.
To mają być ci "kumple" ja się pytam? Rozpoczynam wojnę. Prawdziwą cichą wojnę. Nie chodzi o samo wykorzystywanie, są sprawy gorsze i ważniejsze, których tu nie wymieniłam.
Mam tego dość, po prostu dość. Serdecznie wszystkich mam dość! Ku*wica mnie bierze kiedy siedzę w szkole. Niech czym prędzej nadejdzie kwiecień, maj, czerwiec, wakacje bo w przeciwnym razie będzie źle.
Sytuacja najświeższa. Kolejna praca grupowa. Tym razem we dwie osoby. Zwykły stroik na święta, zwykły, durny stroik. X dopiero tydzień przed przypomniała sobie o zrobieniu czegokolwiek kiedy ja zagłębiałam się w tajnikach historii, angielskiego, fizyki i innych jakże ważnych szkolnych przedmiotów.
Ja rozumiem. Ja wiele rzeczy rozumiem i mogę zrozumieć. Jednakże...
Jak można być takim cwelem dając mi stary, brudny, śmierdzący stroik sprzed kilkunastu lat (Nie zdziwię się jeśli wyciągnięty z jakiego kontenera na śmieci) mówiąc, żebym coś dołożyła od siebie i odda się nauczycielowi. KTO NORMALNY DA NAUCZYCIELOWI COŚ TAKIEGO? WSTYD!!! HAŃBA!!!
(Agresor - poziom krytyczny)
Zrobiłam sama. Mama wyczarowała parę rzeczy, muszę odkupić Babci tak aby się nie zorientowała, że cokolwiek było ruszane. Oddałam pracę, nerwy opadły.
Na lekcji X pyta się mnie czy oddałam nasz stroik. Pytam się jaki stroik? Wspólny. Zrobiłam sama i tu zonk. Nagle staję okoniem. "Z własnych rzeczy, twój stroik ci oddam nie martw się."
Do końca dnia była niezmiernie przytkana.
A mama miała go wrzucić do pieca...
Jestem debilem. Skończonym debilem. Brakuje mi przekleństw na określenie złości, która we mnie siedzi. Obiecuję sobie i Wam, niech mnie w du*ę pocałują wszyscy, którzy liczą na to, że cokolwiek będę robiła. Nigdy więcej. Nigdy.
To mają być ci "kumple" ja się pytam? Rozpoczynam wojnę. Prawdziwą cichą wojnę. Nie chodzi o samo wykorzystywanie, są sprawy gorsze i ważniejsze, których tu nie wymieniłam.
Mam tego dość, po prostu dość. Serdecznie wszystkich mam dość! Ku*wica mnie bierze kiedy siedzę w szkole. Niech czym prędzej nadejdzie kwiecień, maj, czerwiec, wakacje bo w przeciwnym razie będzie źle.
niedziela, 10 marca 2013
13
Nic spektakularnego nie osiągnęłam od czasu dodania ostatniej notki. Nie licząc tego, że przesiedziałam prawie cały tydzień w domu z gorączką, kaszlem i totalnym brakiem apetytu. Przeczytałam książkę, zdecydowanie pogłębiła ona spaczenia ludzkiej psychiki(ta, mojej też). Ludzkie mięso w lodówce, ćwiartowanie żywego człowieka, lufa pistoletu w ustach, odrąbana głowa, członek i pedofilia plus zjawy, duchy małych dziewczynek,chłopców z poderżniętym gardłem, pierwszych wyspiarzy, światełka, ćmy, całe mnóstwo. Las, burza śnieżna, brak prądu, brak sprawnych telefonów, brak drogi ucieczki. Nigdy w życiu nie będę czytała powieści grozy wieczorem ani w nocy. Bałam się iść do łazienki, bałam się spojrzeć w okno. Autentycznie się bałam. I dalej odczuwam lekki lęk, kurczę. Śmiejcie się, ta...
Stworzyłam kilka wydmuszek potrzebnych mi do szkoły. I stworzę jeszcze kilka, ładniejszych bo zaopatrzyłam się w nowy kordonek.Oto chwila z życia jajek:
Tak na poważnie wyglądają właśnie tak.
Chodzi tu głównie o ubrania, nie o proporcje. Wpadłam na pomysł projektowania ubrań. (Tara, oszalałaś?! To jak jakby kazać pingwinowi skakać przez płonącą obręcz!)
Z okazji minionego Dnia Kobiet i dzisiejszego Dnia Mężczyzn życzę Wam moi mili wszystkiego co najlepsze!:*
wtorek, 5 marca 2013
12
Cześć Wszystkim! :)
Znów jestem chora, czwarty raz w ciągu jednego miesiąca. Kolejny raz mam gorączkę, kolejny raz chcę iść do szkoły a nie mogę. (Co ze mną?!) Chyba nawet wiem czemu...
Po wizycie na basenie zabrakło nam pieniędzy, jak zwykle spontan i 8 kilometrowy powrót do domu na piechotę bez czapki, w chłodny i wietrzny dzień. Z punktu widzenia pieszego powiem Wam, że trąbili wszyscy, machali nawet chłopcy z samochodów (pozdro dla Gościa z autobusu, który mało nie wyleciał z przedniego siedzenia! :)) ale jeśli chodzi o podwózkę to żaden się nie zatrzymał, może to i lepiej. Jako kierowca bałabym się wziąć do samochodu kogoś takiego jak my. Też po zimie cierpicie na brak kondycji? Wcześniej stukałam kilometry, marzłam, przemakałam i żyłam. Teraz wyjdę bez czapki na 5 minut i bum, chora. Litości...
Zbliża się Dzień Kobiet. Dzień w którym kobiety dorosłe i te mniej też dostają kwiatki, bombonierki albo i nic. Należę do tej ostatniej grupy. A Wy dziewczyny, jak myślicie? Będzie jakiś kwiatek czy może miły spacer z ukochanym? ;) Macie z kim obchodzić taki dzień? Obchodzicie go w ogóle?
Zawsze w takie okazje (w Walentynki również) marzę o jakimś tajemniczym wielbicielu, który wreszcie się mną zainteresuje. Zazwyczaj już w połowie dnia pukam się w czoło myśląc:" Ty młocie i tak nic nie dostaniesz, nikt się nie odezwie ani nikt nie napisze." Nie licząc mojego kota, który zawsze mnie odwiedzi po tygodniach nieobecności co by się porządnie nażreć i wyspać. Podejrzewam, że oglądał Shreka bo stosuje na mnie te same taktyki co słynne kocisko z bajki. ;) Zwykle spędzam te dni wcinając czekoladę bądź dżem, bądź cokolwiek innego (może cukier?) co jest słodkie chyba tylko dlatego, żeby uodpornić się na wszechogarniającą świat falę miłości, serduszek i innych, tego typu rzeczy. Zażeram smutki słodyczami a i tak wyglądam jakbym hodowała tasiemca. (Chce ktoś kupić? Miły, wytresowany, wielofunkcyjny, ma na imię Ciapek.) Moja ironiczno-pesymistyczna strona i tym razem się ujawnia, dając ujście żalom, smutkom i docinkom skierowanym samej sobie. Kurdę. :>
W tej chwili powinnam uczyć się o NATO, ONZ, UE, polityce zagranicznej, polskiej dyplomacji, integracji europejskiej i innych strasznie ważnych(nie dla mnie)rzeczach. Mimo to siedzę i stukam w klawiaturę jak pomylona, cóż... W sumie istnieją jeszcze poprawy, w sumie mogę zrobić ściągi, w sumie to mi się nawet nie chce. Przecież jest tyle ważnych spraw, tyle zadań z matmy, tyle zadań z polskiego. Wróć. Jak dalej tak będę gadać od rzeczy to chyba jutro nie pójdę.W sumie powinnam iść bo byłby to mój tydzień nieobecności w tym semestrze. W sumie... Oszczędziłabym sobie nerwów, które wiecznie muszę tracić na utarczkach z pewnym Panem. Pan ten i owszem lubi dokuczać każdemu, ciekawi mnie tylko dlaczego teraz ja stałam się obiektem do podstawiania nóg, klepania po karku czy też przesuwania krzesełka. Męczy mnie to, tak cholernie męczy mnie to, że za niedługo w tv będziecie słyszeć o słynnej Tarze, która wytapetowała czyjeś pośladki zaostrzonym, promocyjnym kompletem ołówków z Biedronki. ( A jakże!)
Wstawiłabym jakieś ładne zdjęcia, niestety, żaden z moich telefonów nie ma sprawnego aparatu. (Giń ty podła elektroniko!) Nie wstawię nic, nawet rysunku...
Niech to się skończy, niech wiosna przyjdzie. Może i trochę dobrego humoru przyniosłaby...
Znów jestem chora, czwarty raz w ciągu jednego miesiąca. Kolejny raz mam gorączkę, kolejny raz chcę iść do szkoły a nie mogę. (Co ze mną?!) Chyba nawet wiem czemu...
Po wizycie na basenie zabrakło nam pieniędzy, jak zwykle spontan i 8 kilometrowy powrót do domu na piechotę bez czapki, w chłodny i wietrzny dzień. Z punktu widzenia pieszego powiem Wam, że trąbili wszyscy, machali nawet chłopcy z samochodów (pozdro dla Gościa z autobusu, który mało nie wyleciał z przedniego siedzenia! :)) ale jeśli chodzi o podwózkę to żaden się nie zatrzymał, może to i lepiej. Jako kierowca bałabym się wziąć do samochodu kogoś takiego jak my. Też po zimie cierpicie na brak kondycji? Wcześniej stukałam kilometry, marzłam, przemakałam i żyłam. Teraz wyjdę bez czapki na 5 minut i bum, chora. Litości...
Zbliża się Dzień Kobiet. Dzień w którym kobiety dorosłe i te mniej też dostają kwiatki, bombonierki albo i nic. Należę do tej ostatniej grupy. A Wy dziewczyny, jak myślicie? Będzie jakiś kwiatek czy może miły spacer z ukochanym? ;) Macie z kim obchodzić taki dzień? Obchodzicie go w ogóle?
Zawsze w takie okazje (w Walentynki również) marzę o jakimś tajemniczym wielbicielu, który wreszcie się mną zainteresuje. Zazwyczaj już w połowie dnia pukam się w czoło myśląc:" Ty młocie i tak nic nie dostaniesz, nikt się nie odezwie ani nikt nie napisze." Nie licząc mojego kota, który zawsze mnie odwiedzi po tygodniach nieobecności co by się porządnie nażreć i wyspać. Podejrzewam, że oglądał Shreka bo stosuje na mnie te same taktyki co słynne kocisko z bajki. ;) Zwykle spędzam te dni wcinając czekoladę bądź dżem, bądź cokolwiek innego (może cukier?) co jest słodkie chyba tylko dlatego, żeby uodpornić się na wszechogarniającą świat falę miłości, serduszek i innych, tego typu rzeczy. Zażeram smutki słodyczami a i tak wyglądam jakbym hodowała tasiemca. (Chce ktoś kupić? Miły, wytresowany, wielofunkcyjny, ma na imię Ciapek.) Moja ironiczno-pesymistyczna strona i tym razem się ujawnia, dając ujście żalom, smutkom i docinkom skierowanym samej sobie. Kurdę. :>
W tej chwili powinnam uczyć się o NATO, ONZ, UE, polityce zagranicznej, polskiej dyplomacji, integracji europejskiej i innych strasznie ważnych(nie dla mnie)rzeczach. Mimo to siedzę i stukam w klawiaturę jak pomylona, cóż... W sumie istnieją jeszcze poprawy, w sumie mogę zrobić ściągi, w sumie to mi się nawet nie chce. Przecież jest tyle ważnych spraw, tyle zadań z matmy, tyle zadań z polskiego. Wróć. Jak dalej tak będę gadać od rzeczy to chyba jutro nie pójdę.W sumie powinnam iść bo byłby to mój tydzień nieobecności w tym semestrze. W sumie... Oszczędziłabym sobie nerwów, które wiecznie muszę tracić na utarczkach z pewnym Panem. Pan ten i owszem lubi dokuczać każdemu, ciekawi mnie tylko dlaczego teraz ja stałam się obiektem do podstawiania nóg, klepania po karku czy też przesuwania krzesełka. Męczy mnie to, tak cholernie męczy mnie to, że za niedługo w tv będziecie słyszeć o słynnej Tarze, która wytapetowała czyjeś pośladki zaostrzonym, promocyjnym kompletem ołówków z Biedronki. ( A jakże!)
Usunęłam zdjęcie fryzury, kto miał je obejrzeć - obejrzał.
Jestem tak cholernie zmęczona... Porannym wstawaniem, codziennymi utarczkami z przygłupami, widokiem fałszywych mord, słuchaniem czyichś bajek, biciem się z Panem wyżej wymienionym. Zmienny jest jak pogoda. Jednego dnia wyzywamy się zdrobniale(bałwan, żółtodziób - lecz się człowieku), drugiego mierzymy szyderczym wzrokiem, w trzecim zaś nie odzywamy wcale, tylko od czasu do czasu łapię jego dziwny wzrok, czasem patrzymy sobie w oczy przez chwilę. (Albo mi się zdaje, ta, schizy mam) Dnia czwartego wyłudza ode mnie rzeczy próbując mnie jakoś przekabacić, wyśmiewa się ze mnie, później wszystkiego wypiera... Przecież nie jestem ślepa. Jak można z kimś takim wytrzymać? Chyba wolałam jak już wcale mnie nie zauważał, zwykłe "Cześć" starczyłoby zupełnie. Ale nie, zawsze bałwan dokuczyć musi... O co czemuś takiemu chodzi? Wyjaśni mi ktoś?
Nie wytrzymam sama ze sobą. Wstawiłabym jakieś ładne zdjęcia, niestety, żaden z moich telefonów nie ma sprawnego aparatu. (Giń ty podła elektroniko!) Nie wstawię nic, nawet rysunku...
Niech to się skończy, niech wiosna przyjdzie. Może i trochę dobrego humoru przyniosłaby...
sobota, 2 marca 2013
11
I jak Wam podoba się aktualny wygląd bloga? Stworzyłam nowy nagłówek, którego zmieniać już nie będę. I tło będzie ciemne, tego się raczej nie pozbędę choć zmienię kwiatki na coś normalniejszego. Moja ciemna strona domaga się ciemnego bloga. ;)
Dziś udało mi się przełamać kilka moich starych lęków z czego jestem niezmiernie dumna. Nie wyobrażacie sobie nawet jak... Choć w pewnych momentach miałam ataki paniki, w których miałam ochotę zwiewać czym prędzej byleby nikt mi nie przeszkodził to dałam radę. Dałam radę. Wreszcie.Boicie się czegoś? Rzeczy zwykłych czy niezwykłych? Wejść na piętro czy zamknąć się w ciasnym pomieszczeniu? Może windy, wody (Nie, nie chodzi mi o niemycie się.;)) a może samotności?
Kiedy byłam młodsza bałam się wielu rzeczy, w sumie lęki przyćmiewały mi radość życia.
Cała moja dotychczasowa egzystencja to była ciągła ucieczka. Ucieczka przed samym sobą.Dziś jestem starsza i choć powinnam być mądrzejsza to zdarzają się chwile, w których ta mała zagubiona dziewczynka chce przejąć kontrolę nad starszą już Tarą i doprowadzić do szaleństwa kolejną ucieczką. Nie daję się. Mimo wszystko.
Każdy z nas czuł kiedykolwiek lęk. Jest on nam potrzebny bo wytycza granice, których nie powinniśmy przekraczać. Co jednak kiedy zaczyna go być za dużo? Co się dzieje kiedy strach zaczyna sterować naszym życiem?
Pierwsze co czujesz w takim momencie to ten dziwny niepokój w środku, który nie chce odejść. Zaczyna rozchodzić się po całym ciele. Mrowienie w sercu rośnie, zaczyna szybciej bić aż w końcu wali jak szalone. Oblewa Cię zimny pot a nogi są jak z waty. Kręci Ci się w głowie, zaraz zemdlejesz. Bang, zwiewasz. Nie myślisz o niczym, najważniejsze to uciec w miejsce bezpieczne - uczucie to znane jest wielu osobom, zasilam szeregi tej armii.
Wydawało mi się, że tylko ja jestem takim dziwolągiem lecz kiedy Ktoś przez przypadek rozciął sobie dłoń i popłynęła krew to zaczął zmieniać kolory twarzy. Blady, zielony, blady, zielony, blady, trupio blady.
Znasz to?
Czy może jest Ci to obce?
Co jeśli przez strach zaczynamy tracić życie?
"Nie pójdę na basen - boję się zanurzyć w wodzie."
"Nie pojadę na wycieczkę w góry - umrę jeśli będę musiała wejść na nie."
"Nie dam się namówić na jazdę motocyklem - boję się."
"Nie wejdę do samolotu - nigdy w życiu."
"Nie pojadę windą."
"Nie pojadę nad morze."
"Nie jadę z nimi pod namiot, boję się wody więc po co?"
"Nie wsadzisz mnie do samochodu - zwieję."
"Nie chcę psa - boję się go."
"Nie chcę być w związku - mam lęk przed bliskością."
"Nie chcę być sam - boję się samotności."
I tak ciągle, w kółko i w kółko, coraz więcej nie zrobisz rzeczy bo nie. Bo nie dasz rady, bo się boisz.
Kiedyś usłyszałam coś mądrego "Jeśli Ty sobie nie pomożesz to nikt Ci nie pomoże." i zgadzam się z tym dopiero po dłuższym czasie. Jeśli to nie od nas wyjdzie inicjatywa aby jakoś sobie pomóc to nikt nam nie pomoże, tylko tylko my znamy siebie najlepiej. Terapie wszelakiego rodzaju, psychiatrzy, psychotropy. Może i pomogło to komuś, nie wątpię.
Stop. Tak być nie może, nie możemy tracić tych najpiękniejszych chwil życia przez strach. On nas zniszczy, my stracimy tylko czas i nerwy. I nic nam to nie da.
Może warto spróbować je pokonać, oswoić się z nimi? Dziś mi się udało. Może i Tobie się uda?
Subskrybuj:
Posty (Atom)